Małujowice. Na szlaku średniowiecznych polichromii

 Świeżo upieczony emeryt oraz jego małżonka unikają znanych ośrodków turystycznych, przez które przewalają się tłumy ludzi, gdzie za wszystko trzeba słono płacić, a atmosfera panuje jak na jarmarku. Nie są już w stanie percypować ani zbyt dużej ilości wrażeń, ani zbyt wielu informacji na raz. Wolą miejsca mniej znane, pozwalające na chwile kontemplacji. Dwa lata temu zawadzili przypadkiem o Biecz i emeryt wtedy, zachwycony atmosferą miasteczka, oświadczył małżonce, że do Krakowa już więcej nie pojedzie, chyba, że będzie musiał. Będzie zwiedzał tylko małe ośrodki turystyczne.

Poza tym, emeryt uważa, że jeśli już ma zwiedzać, to powinien zwiedzać miejsca, które pomogą mu lepiej zrozumieć swoją własną historię, a wiec historię swojego ludu i swojej ziemi. Co to za turystyka w wielkich kurortach – pyta emeryt – jeśli one wszystkie są takie same? Morze, plaża, szwedzki stół, dyskoteka i tłumy tępych młodzianów i bezmyślnych dziewek. Tak więc, w październiku wybrał się z małżonką na wycieczkę w okolice Brzegu (tego opolskiego), gdzie razem z członkami Opolskiego Klubu Krajoznawców PTTK obejrzeli kilka kościołów, w których zachowały się cenne średniowieczne polichromie.

Odkrywano je po II wojnie światowej w trakcie rozmaitych remontów. Po kilkunastu latach okazało się, że region brzeski stanowi największe w Polsce i jedno z największych w świecie skupisk gotyckich malowideł naściennych. Dotąd udało sie, w całym województwie opolskim, zidentyfikować 38 takich dzieł. Sześć najcenniejszych, z tych już odrestaurowanych, krajoznawcy włączyli do szlaku turystycznego, który nazwali Szlakiem Polichromii Brzeskich. Znajdują się one w kościołach w Brzegu, Małujowicach, Strzelnikach, Krzyżowicach, Obórkach i Pogorzeli. Szereg innych czeka jeszcze na odsłonięcie i odnowienie.
To, że malowidła naścienne przetrwały w tak dobrym stanie to, po pierwsze, zasługa techniki, jaką w średniowieczu malowano, a po drugie – przesądów protestanckich. Malowano obrazy na mokrym tynku. W nocy jeden z malarzy nakładał tynk, a jak tylko się rozwidniło, drugi malował, spiesząc się, żeby zdążyć zanim tynk wyschnie. Dzięki temu farba - wszystka ze składników naturalnych - wiązała się z tynkiem na głębokość kilku milimetrów. Potem to już było nie do zdrapania.
Protestanci, po przejęciu katolickich kościołów, pokrywali malowidła nowym tynkiem, gdyż uważali, że świątynia nie jest miejscem do kontemplacji sztuki, ale do skupienia myśli na Bogu.
Emeryt zapamiętuje raczej rzeczy nowe, inne, nieznane i włącza je do swojego widzenia świata. To, co już wie, to wie, a kolejne bitwy czy kolejni władcy mają dla niego znaczenie tylko wtedy, kiedy powodują jakąś istotną zmianę w tym widzeniu świata. Podczas wycieczki szlakiem brzeskiej polichromii poszerzył swoją wiedzę m.in. o następujące ciekawostki:
Tłocznia. Przewodnik, dr. Tdeusz Jurek, wybitny znawca sztuki średniowiecznej, jak zorientował się emeryt, nazywał tłocznią często powtarzajacy się motyw malowideł, kiedy krew Pana Jezusa ściekała w miejsce, gdzie znajdywało się tabernakulum, ew. kiedy ciało Pana Jezusa składano do grobu, a tym grobem była wnęka z tabernakulum. Trafna ilustracja największej tajemnicy wiary katolickiej.
Mistrz Pokłonów Trzech Króli. Z powtarzającego się na ścianach motywu pokłonu trzech króli jakaś pani profesor wysnuła wniosek, że freski są dziełem jednego autora, prawdopodobnie pochodzącego z Francji, więc nadała mu miano od tego motywu. Właściciele, inaczej  - patroni kościołów, życzyli sobie tego motywu, gdyż pokłon trzech króli, którzy symbolizowali stan rycerski, świadczył, że stan rycerski jako jeden z pierwszych poznał się na Królu Niebios i jako jeden z pierwszych oddał mu hołd. 
Pogorzela. W latach 1342-1376 diecezją wrocławską rządził bp Przecław z rodu panów na Pogorzeli. Jak wskazuje jego imię i nazwa miejscowości, były to wtedy jeszcze tereny słowiańskie pod względem kulturowym. Inna rzecz, że bp. Przecław związał się z niemieckim rodem Luksemburgów, panujących wówczas w Czechach, i wspierał ich politykę.
Krzyżowice. Stąd pochodził Franciszek Krzyszowic vel Kreysewicz, znany jako Franciszek z Brzegu, w latach 1407 – 1408 rektor Akademii Krakowskiej, dożywotni jej kanclerz. Ukończył uniwersytet praski, potem trafił do Krakowa. Był kapelanem św. Jadwigi królowej, kaznodzieją domu królewskiego. Wygłosił kazanie dla króla Władysława Jagiełły i rycerstwa wracającego spod Grunwaldu. 
W Krzyżowicach, w rodzinnym grobowcu, kazała się pochować hrabina Ingeborg von Pfeil, w latach dziewięćdziesiątych wicekonsul konsulatu niemieckiego w Opolu. Do końca II wojny światowej miejscowość należała do jej rodziny, Osadnicy z kresów dawnej Rzeczypospolitej, którzy tu przybyli po wojnie, nie zniszczyli grobów jej przodków, za co była im wdzięczna. Spotykała się z nimi, nawiązała bliskie więzi.  
 ….
Wielka bitwa.Małujowice (niem. Mollwitz)  znane są z wielkiej bitwy stoczonej 10 kwietnia 1741 r., w czasie I wojny śląskiej (1740 – 1742) między armią pruską, dowodzoną przez króla Fryderyka II, zwanego później Wielkim, a wojskami austriackimi. Kiedy szala bitwy zaczęła się przechylać na stronę austriacką, feldmarszałek Kurt Ch. von Schwerin zmusił króla do opuszczenia pola walki i sam przejął dowodzenie. Król uciekł aż do Opola, gdzie potem znaleźli go oficerowie wysłani z informacją, że bitwa została jednak wygrana. Śląsk był stawką w zuchwałej grze Fryderyka o mocarstwowy status Prus i po wojnie siedmioletniej cała Europa musiała uznać cud Domu brandenburskiego... . Dla monarchii habsburskiej utrata Śląska była to wciąż krwawiąca rana. Po pokoju akwizgrańskim, kanclerz austriacki Kaunitz powiedział: "Niderlandy z Belgią w obronie, których Austria od tak dawna łączyła się z Anglią i Holandią przeciw Francji, ma dla monarchii drugorzędne znaczenie w porównaniu z utraconym Śląskiem.. [Emanuel Rostworowski]
Bauerzy. Na świeżo upieczonym emerycie największe wrażenie zrobiło jednak coś, czemu przewodnik nie poświęcił ani słowa. Poniemieckie zagrody chłopskie. Wąskie, długaśnie podwórza zamknięte z tyłu ogromnymi stodołami, z lewej i prawej strony obramowane zabudowaniami gospodarczymi, stajniami, chlewami magazynami. Z przodu, najczęściej przy prawym ramieniu stoją wielgachne domy, usytuowane bokiem do drogi. Budynki większe niż w większości dworków szlacheckich w Polsce, piętrowe, z mieszkalnym poddaszem. Ciasno tam, zagroda stoi przy zagrodzie tak blisko, że między sąsiadującymi budynkami gospodarczymi ledwo starczało miejsca na płoty.
Emeryt wybałuszał gały. Po co chłopom takie domy? Kto w nich mieszkał? Ile hektarów musiał mieć taki chłop? Zaczął sprawę badać po powrocie do domu, wypytywać i słuchać, i oto, czego się dowiedział. Dolnośląscy bauerzy byli w większości wolnymi chłopami. Gospodarowali zwykle na kilkudziesięciu, albo i więcej, hektarach bardzo żyznej ziemi. W lecie zatrudniali do pracy robotników najemnych, przeważnie z Galicji. Musieli im zapewnić miejsce do spania i te wielkie domy budowano właśnie z myślą o nich. Bauer, oprócz mieszkania, zapewniał im również wyżywienie, które przygotowywano w tych budynkach. Robotnicy wracali do swoich domów dopiero późną jesienią.  
Małujowice. Najcenniejszy zabytek. Zamiast opisu wklejam zdjęcie, skopiowane ze strony Michała Cimka https://najlepszydziadek.blogspot.com/2015/03/maujowice-koscio.html. Nie zapytałem o pozwolenie, ale mam nadzieję, ze mi wybaczy, w końcu to darmowa promocja jego blogu.